kristoff - no problemo i polecam się na przyszłość.
A CO DZIAŁO SIĘ WCZORAJ?
Generalnie był to wieczór Gości i Powrotów:
- odwiedziło nas całkiem spore towarzycho z Warszawy, które pobłądziło chyba w drodze powrotnej z Kaszubkonu
- wpadła very sympatyczna koleżanka z Krakowa
- zajrzała po długiej przerwie Britta z kolegą
- wrócił wreszcie połamany Przemek
- pojawił się (również po sporej przerwie) szczodrze obdarzony przez naturę Kmet (którego wspomniana natura obdarzyła córeczką...
...a to tylko ci, z którymi udało mi się zamienić słowo/w coś zagrać, więc niewykluczone, że miłych niespodzianek było jeszcze więcej.
A w co pyknąłęm?
- Archaeology - niespodziewane zwycięstwo w tę symaptyczną, dość losową karciankę wlało we mnie otuchę i odwagę na nadchodzący wieczór...
- League of six - ...którą jednak szybko odebrała mi pierwsza porażka, w grę, w której należało trochę pomyśleć...
- Alea iacta est -...druga porażka w grę z kostkami, w której jednak dobre rzuty nie wystarczyły, żeby wygrać, bo znów trzeba było trochę pomyśleć...
- League of six - ...i trzecia porażka (może nie totalna, bo drugie miejsce, ale w końcu doświadczenie powinno kurde procentować, a jakoś o tym zapomina)
Wyglądało na to, że wieczór skończy się lekką frustracją, lecz bez cienia załamania (na szczęście w kwestii notorycznych klęsk doświadczenie jednak procentuje i dzięki częstym porażkom zahartowałem się na tyle, że coraz rzadziej miewam myśli samobójcze).
I właśnie wtedy dobry kolega Kmet wyszedł z propozycją ostatniej, dwuosobowej partyjki Wikingera. No i to nareszcie był ten moment, dla którego warto było przegrać w te wszystkie poprzednie głupie gry. Po zażartej walce i z oboma wynikami znacznie przekraczającymi setkę udało mi się wreszcie udowodnić samemu sobie, że jeszcze za wcześnie, aby umierać ;-)
Zarejestruj się aby stworzyć swój profil, otrzymywać powiadomienia o planowanych spotkaniach i móc dodawać własne.
Nie pamiętasz hasła? Prześlij je ponownie
Komentarze
Czy może ktoś na jutro przynieść "League of Six". Z tego co pamiętam ktoś z przychodzących jest posiadaczem tej gry.
mam już w torbie. też chętnie zagram.
Super :)
Mam nadziej że patrząc na fotkę w Twoim avatarze rozpoznam Cię :)
Powiedz jedno słowo: Prezes a będzie uzdrowiona dusza twoja :)
Potęga internetu! Już wiem z kim rozmawiam. Nie istnieje coś takiego jak anonimowość w Sieci :)
Bartek: jeszcze raz dzięki za przyniesienie i wytłuczenie "League of Six" :)
Do następnego.
Czy jakaś dobra dusza wzięła wczoraj ze sobą moje Glory to Rome??:-)
kristoff - no problemo i polecam się na przyszłość.
A CO DZIAŁO SIĘ WCZORAJ?
Generalnie był to wieczór Gości i Powrotów:
- odwiedziło nas całkiem spore towarzycho z Warszawy, które pobłądziło chyba w drodze powrotnej z Kaszubkonu
- wpadła very sympatyczna koleżanka z Krakowa
- zajrzała po długiej przerwie Britta z kolegą
- wrócił wreszcie połamany Przemek
- pojawił się (również po sporej przerwie) szczodrze obdarzony przez naturę Kmet (którego wspomniana natura obdarzyła córeczką...
...a to tylko ci, z którymi udało mi się zamienić słowo/w coś zagrać, więc niewykluczone, że miłych niespodzianek było jeszcze więcej.
A w co pyknąłęm?
- Archaeology - niespodziewane zwycięstwo w tę symaptyczną, dość losową karciankę wlało we mnie otuchę i odwagę na nadchodzący wieczór...
- League of six - ...którą jednak szybko odebrała mi pierwsza porażka, w grę, w której należało trochę pomyśleć...
- Alea iacta est -...druga porażka w grę z kostkami, w której jednak dobre rzuty nie wystarczyły, żeby wygrać, bo znów trzeba było trochę pomyśleć...
- League of six - ...i trzecia porażka (może nie totalna, bo drugie miejsce, ale w końcu doświadczenie powinno kurde procentować, a jakoś o tym zapomina)
Wyglądało na to, że wieczór skończy się lekką frustracją, lecz bez cienia załamania (na szczęście w kwestii notorycznych klęsk doświadczenie jednak procentuje i dzięki częstym porażkom zahartowałem się na tyle, że coraz rzadziej miewam myśli samobójcze).
I właśnie wtedy dobry kolega Kmet wyszedł z propozycją ostatniej, dwuosobowej partyjki Wikingera. No i to nareszcie był ten moment, dla którego warto było przegrać w te wszystkie poprzednie głupie gry. Po zażartej walce i z oboma wynikami znacznie przekraczającymi setkę udało mi się wreszcie udowodnić samemu sobie, że jeszcze za wcześnie, aby umierać ;-)
Senkju ewrybady.
Dodaj nowy komentarz